czwartek, 9 kwietnia 2015

One Shot: Laraxi "Nie mów nikomu"

Tytuł: "Nie mów nikomu"
Para: Laraxi, pobocznie Leomiła
Gatunek: Komedia, romans.
Dedykacja: OS powstał na zamówienie Cathy Lambre, której oddaje cały. Chciałam też cię przeprosić, bo im dalej o linijkę, tym krok w tył na jakości. Mam nadzieję, że choć fragmentami ci się spodoba.

Jeśli to nie jest miłość – cóż ja czuję?

-Lara! Lara!-Jego zachrypnięty głos roznosi się na ulicy, na sam ten dźwięk wywraca oczami.
-He?-Mlaszcze niespokojnie, jedząc cukierka. Jabłkowego, rzecz jasna.
-Rozmawiałem dzisiaj z...-Och, nie! Źle się zaczyna, patrzy niezadowolona na metr sześćdziesiąt dwa w czapce, ona też nie była za wysoka, ale nie chowała łysizny pod kapeluszem. No tak żalił jej się w zeszłym roku, że ta zbrodnia była sprawką jego matki. Ale to już inna historia. Kruk przysiadł na metalowym płocie tuż obok nich. A może to była wrona? Nigdy ich nie rozróżniała. Sygnalizowała coś złego... Nie, żeby była przesądna. Maxi skrzywił się i szturchnął ją w ramię.
-Ałć! Uważaj sobie, bo dostaniesz w tę łysą łepetynę.-Wysyczała, pocierając obolałe ramię.
-To ty mnie nie słuchasz.-Westchnęła głośno i przełożyła ciężkie zakupy do drugiej ręki, Maxi tylko popatrzył, no tak zawsze był z niego dżentelmen...
-Co mówiłeś? Rozmawiałeś z... Melą? Tym twoim labradorem? A może, z Violką? Może chcecie zrobić święto tęczy. Jeśli przyszłeś mnie zaprosić, to jestem cholernie zajęta przez najbliższe piętnaście lat, w sumie to nawet...
-Z Natalią...-Zamarła, ciągnąc go na pobliską ławkę. Odłożyła torby i położyła dłoń na jego kolanie.
-Iii?
-Jest z Felipe, byłem idiotą Lara.-Skrzywił się i przytulił do niej mocno. Był, sama ostatnio chciała go zesztyletować za zadawanie się z tą pieprzniętą Matyldą. Już chyba lepiej jakby kręciła się wokół niego Violetka na jednorożcu i tak tej małpy nikt nie brał na poważnie oprócz Leona.

A jeśli miłość – co to jest takiego?

-Ja i Leon, nie jesteśmy już razem.
-To czemu się cieszysz?-Skrzywił się myszkując w jej szufladzie, była jedyną kobietą jaką znał, która miała więcej młotków w pokoju niż kosmetyków
-Bo jest z Ludmiłą. Violcia się doigrała.-Zaśmiał się głośno i podrzucił klucz dzisiątkę w dłoni.
-Ale ty jej nie lubisz. Jest całkiem miła...
-Chyba krwiożercza. Zresztą zamknij się. Ty nie znasz się na ludziach. O Matyldzie też opowiadałeś dobrze, kiedy ja bym ją odrazu wrzuciła na stos i podlała benzyną.-Parsknął oburzony i obrócił się na krześle.-Tylko się nie opluj.
-Jaką ty masz niewyparzoną jadaczkę...-Uderzył się otwartą dłonią w czoło.
-Pfff... Głupoty gadasz. Ja jestem nadwyraz uczciwa. Ostatnio przeprowadziłam staruszkę przez ulicę.
-Chyba wepchnęłaś pod samochód.
-Jezu! Jakim cudem Natka wytrzymała z tobą tyle czasu?! Ani inteligentny, ani przystojny, błagam powiedz, że jesteś nieprzytomnie dziany. Wolę Natalię w wersji zimnej suki niż skończonej idiotki.
-Lara?
-Hmm?
-Zamknij się.-Przewróciła się na drugi bok poprawiając zsuwak granatowej poduszki. Nawet jak na niego to było to nie miłe, a mówimy o chłopaku, który kupował jej lizaka w budce na rogu, za każdym razem gdy nazwał ją idiotką, ale o jego wrodzonej wredocie przeważała jednak skwaszona mina, którą często nosił. Przejechał przez pokój na krześle, kiedy cisza zaczęła robić się niezręczna. A Lara jak to Lara, warknęła tylko głośno i rzuciła go jakimś przedmiotem stojącym w pobliżu. Całe szczęście, że jeden z młotków nie znalazł sobie miejsca na stoliku nocnym, w zasięgu jej ręki, w efekcie oberwał w "ten głupi łeb" tylko kawałkiem jakiegoś starego budzika.
-Laruś?
-Boże! Czemu ja się nie zadaje z nikim normalnym.-Zerwała się z łóżka na równe nogi, unosząc ręce w górę.
-Lauren?
-Spal mnie odrazu na stosie... Czy ty nie możesz zapamiętać, że nie masz używać żadnej innej formy mojego imienia niż Lara! Ale z ciebie głupi dureń.
-Urocza jak zwykle...-Wymruczał pod nosem i wyszczerzył zęby w krzywym uśmiechu.
-Co żeś chciał?
-Wybaczysz mi?-Roześmiała się głośno na jego słowa, zawsze był inny niż reszta. Musiał robić wszystko na opak. Dogadywali się na każdy temat, dlatego byli przyjaciółmi.

Jeśli rzecz dobra – skąd gorycz, co truje?

Ruszyła wzdłuż lipowej alejki, liście szeleściły na wietrze, a w oddali było słychać śmiechy dzieci. Ściskała w dłoni kubek aromatycznej kawy, gorzka. Nie lubiła słodzić. Czuła, że ten dzień będzie cudowny, ptaszki głośno śpiewały, psy wesoło poszczekiwały. Jej imię rozniosło się w powietrzu, przystanęła przed nią Natalia. Była w dość innym? stanie. Oczy miała dziwnie zaczerwienione, a jednak uśmiechała się. Trochę krzywo, ale szczerze ucieszyła się na widok Lary.
-Widzisz... Musimy pogadać.
-Musimy teraz? Może wpadniesz wieczorem? Nawet zaparzę kawę, kupię jakieś placki.-Uśmiechnęła się do Natki i popatrzyła na nią uważnie. Coś było nie tak...
-Wolałabym teraz, zajmę ci tylko moment iiii...-Zaniemówiła na chwilę, a Lara zrozumiała sekundę później kiedy po policzku brunetki spłynęła łza. Odwróciła się w stronę, gdzie utknął wzrok koleżanki. To był Maxi i jak gdyby nigdy nic miział się z Matyldą. Najchętniej podeszłaby teraz do nich i zepchnęła blondynkę do pobliskiego stawu. A co? Niech się utopi zdzira. Może jakby umiała pływać, to zawsze jest jeszcze szansa, że kaczki by ją zadziobały.
-W sumie to już nie ważne.-Jęknęła cicho i obwróciła się na pięcie uciekając jak najdalej stąd.
-Idiota!-Krzyknęła zwracając na siebie uwagę Maxiego, pokazała mu nie zbyt cenzuralny gest i ruszyła w pogoń za Natalią. Siedziała pod starą wierzbą i cicho łkała. Lara podparła się dłonią o korę i usiadła obok. Rękę położyła na jej ramieniu.
-Naty? Bo czy ty czasem nie jesteś z Felipe?-Głos drżał jej w gardle, ona cała się trzęsła.
-Skąd taki pomysł?-Brunetka ocknęła się patrząc w zielone tęczówki Lary, chciało jej się płakać gdy widziała łzy w oczach Naty.
-Maxi ponoć z tobą o tym rozmawiał...
-Idiota... Powiedziałam co innego, ale jak zwykle musiał wszystko na opak zrozumieć.-Lara zaśmiała się głośno i przytuliła mocno hiszpankę. Jak zwykle zawinił ten bufon.

Gdy zła – skąd słodycz cierpienia każdego?

-Idiota! Patafian! Gamoń! Imbecyl!-Ryknęła na całe mieszkanie, przez moment wydawało mu się, że nawet szklanki w starym kredensie babci zdarżały.-Wszystko załatwiłam ci! Miałeś z nią tylko pogadać, przeprosić, a ty sprawiłeś, że uciekła do Europy!-Założyła bezradnie ręce i zdenerwowana opadła na fotel.
-No tak tradycyjnie, Maxi zawala, a Natalia pokrzywdzona! To była wszystko jej wina!
-Zastanów się trochę! I jak zwykle Maxi to cep i zgania całą winę na biedną Natkę. Był byś choć raz mężczyzną i wziął winę na siebie!-Zirytowana strąciła mu czapkę z głowy i dała mu pstryczka w nos.
-Jasne.-Burknął pod nosem i uśmiechnął się sztucznie.-Ponoć jesteś moją przyjaciółką, a nie ligą obrony moich byłych dziewczyn.
-Których liczba ogranicza się do Natali... Leć do tej swojej Matyldy, ale do mnie się nie odzywaj...

Jeśli z mej woli płonę – czemu płaczę?

-Był, w sumie to nadal jest idiotą. Totalnym.-Uśmiecha się sięgając po herbatnika.
-Nigdy nie grzeszył rozumem. Od początku mówiłam Natali... Zresztą, ta gadka i tak nic nie da.-Położyła sobie na brzuchu miskę popcornu i znów wlepiła wzrok w telewizor.
-Jak przemówić mu do rozumu?
-Nijak. Natce będzie lepiej bez niego. On potrzebuje tyrana, który by nim wstrząsnął, a nie kobiety o złotym sercu.-Lara uśmiechneła się, chrupiąc ciastko i spoglądając na Ludmiłę.
-Hormonki buzują?
-Co? Ależ skąd złotko. Leon, gamoniu! Przynieś mi soku! Lara powiedz mi czemu my nie znamy normalnych, inteligentnych chłopaków? Gdzie oni wszyscy się chowają?
-Może na ulicy Sezamkowej? Pod wariantami najciemniej.-Lara założyła kosmyk za ucho i uśmiechneła się perliście.
-Ostatnio dzwoniła...-Ludmiła przygryzła wargę i podniosła się trochę wyżej popierając się o zagłówek sofy.
-Natalia?
-Tak. To już koniec. Jest jej przykro, ale mówiła, że już nigdy nie wróci...-A przecież nigdy ma wielką moc. Ale czy wobec miłości?

Jeśli wbrew woli – cóż pomoże lament?

Po mieszkaniu rozniósł się huk tłuczonego szkła. Przewróciła oczami i weszła do kuchni.
-Ja chciałem tylko zaparzyć herbaty. Ale przez tą cholerną sytuację z...
-Nic nie mów. Doskonale wiesz, że to twoja wina.-Odparła surowo, zbierając kawałki szklanki.-Jak można cię kochać...-W jego tęczówkach nagromadził się ból i gniew. Podniósł Larę za ramiona, przyciągnął do siebie, a jego usta wkradły się miedzy jej ciepłe wargi. Odepchnęła go i uderzyła w twarz, a on wyszedł trzaskając drzwiami. Ale serce jednak zatrzymało się na moment, a odmęty nadziei upadły na jego rozgrzane dno, bijąc w rytm nowego imienia. Jej dusza zaczęła miotać się na boki, wydzierając serce z piersi. Ciepłe dreszcze przebiegły po grzbiecie, a policzki zapłoneły rumieńcem. Jak można...

O śmierci żywa, radosna rozpaczy

Długa nić myśli zaplątała się gdzieś między odległym, dużym N, a wielkim, na wyciągnięcie dłoni L. Jego roztrzęsione dłonie, uderzały rytmicznie o blat biurka. Musi wybrać i nie może kochać żadnej z nich. Naty już przecież wybrała, a Lara... No właśnie Lara, nie mógł zaprzeczyć, że poczuł coś wyjątkowego w chwili zetknięcia ich ust. Ale jak można go kochać... Żyła pulsuje niespokojnie na to wspomnienie. Ahh, gdyby mógł cofnąć czas. Tylko co by wtedy zrobił? Nie wiedział. Idiota.

Jaką nade mną masz moc! Oto tu zamęt.

-Jeszcze tylko tam. Leon! Błagam cię, szybciej.-Jęczy niespokojnie, masując już sporej wielkości brzuch.-Musimy jeszcze zdążyć do poradni ginekologicznej, a jeszcze trzeba wybrać łóżeczko.-Spogląda na narzeczonego targającego trzy spore torby. Sam się uparł, że nie ma niczego tykać.
-Idę, już idę!-Słyszy głos Leona z drugiego końca galerii handlowej. Przysiadła na ławce, rozkoszując się kupionym wcześniej lodem. Malinowy, ostatnio miała fioła na punkcie malin. Poprawiła serwetkę w dłoni i spokojnie czekała, gdy usłyszała kogoś.
-Ludmiła! Lu!-Odwróciła się i dojrzała Larę, stojącą obok budki z napojami. Szatynka szybko zabrała kubek z rąk sprzedawcy i dosiadła się obok blondynki.
-Co jest?-Przebiegła wzrokiem po towarzysce i uśmiechneła się podejrzliwie, Lara wyglądała jakoś inaczej.
-A co miałoby być?
-Ty mi powiedz...
-Ehh, Luśka. No nic.-Mruczy pod nosem mieszając słomką w soku
-A ja obstawiam chłopaka..
-Pff... Czy twoim zdaniem wszystko musi kręcić się wokoło mężczyzn?-Odniosła brew i uśmiechneła się.krzywo.
-Mów.
-Maxi... Mnie pocałował.-Ludmiła wrzeszczyła oczy i odkaszlnęła głośno.
-To chyba dobrze, co?-Odezwała się kładąc dłoń na jej ramieniu.
-Ehhh... Jak ty nic nie rozumiesz!-Warknęła, wciskając kubek w dłonie Leona, który dopiero co pojawił się w pobliżu. Spojrzał niepewnie na Lu i wziął spory łyk.
-A tej co?
-Zupełnie nic.

Żeglarz, ciśnięty złym wodom dla żeru

Westchnęła głośno i podparła łokieć o blat stołu. Ludmiła nie potrafi jej zrozumieć, przecież to jest MAXI. Najbardziej odpychający ją chłopak w dziejach, lubiła go. Nic więcej. Był tylko dobrym przyjacielem, chłopak był z niego kiepski, a ona współczuła Natali za każdym razem gdy widziała go wychodzącego z kwiaciarni z kaktusem, dzień przed walentynkami. Przecież każda dziewczyna marzy o kaktusach, miał fajny charakter, ale na kobietach to on się nie znał. Kto chciałby tak nieporadnego faceta? No właśnie kto? Ale mimo to od tamtego dnia zasypiała z myślą o nim. To jego imię mamrotała przez sen i to z jego imieniem na ustach budziła się co ranek. To o nim myślała, gdy mijała, każdą Castoramę. Ehhh... To była długa historia z udziałem tego sklepu i z tubką sylikonu.
To on wszczepił pod jej skórę, coś reagującego tak na niego i to on musiał przyjąć reklamację. I choć tak bardzo chciałaby cofnąć czas, to ten cholerny los nie dał jej takiej mocy. Musi zostawić to wszytko za sobą i kroczyć z bólem do przodu, bo czas nie poczeka. Każdy moment zmienia życie, a jednak nie da się żyć chwilą.

W burzy znalazłem się podarłszy żagle

-Maxi?
-Hyym?-poprawia się na niewygodnym fotelu i zsuwa na oczy czapkę.
-Myślisz jeszcze czasem?-przypatruje mu się uważnie, ściskając w dłoniach szklankę soku jabłkowego.
-To nie było uprzejme.-wymruczał znudzony, drapiąc się po czole.
-Ehh... Nie o to mi chodziło, zastanawiałam się czy myślisz o Niej.
-Szczerze?-podnosi się i zgarnia swój kubek gorzkiej czekolady ze stołu.-Coraz mniej.-Lara uśmiecha się i zagląda mu w oczy.-Niestety.-Dźwignął się i wyszedł, coraz mniej, bo to ona bezkarnie wdarła się na pięciolinię jego serca. A przecież nikt jej o to nie prosił. On nadał tylko impuls, zmieniający rytm ich serc.

Na pełnym morzu, samotny, bez steru.

Pewnego dnia posłuchała jego rozmowę z Leonem, że ma ochotę rzucić wszystko w kąt i jechać, znaleść ją. Bo przecież musi gdzieś być i czuje, że tak będzie łatwiej. Lecz jak to bywało z kiepską koordynacją ruchową Lary, zarzuciła jakiś wazon, który upadł z hukiem, demaskując jej kryjówkę. Jak to bywa w przewrotnych komediach romantycznych, wybiegła z domu, a za nią jej ukochany. Mokry próg. Trzask, huk i krawiący nadgarstek. Potem Ludmiła odganiająca Maxiego i prowadząca ją do pokoju.

W lekkiej od szaleństw, w ciężkiej od win łodzi

-Chciałem cię przeprosić.-podaje jej kubek, spoglądając na opatrzoną dłoń.
-Za?-pyta podejrzliwie. W końcu to ona bezczelnie podsłuchiwała jego prywatną rozmowę.
-Że bywam tak cholernie niezdecydowany.-powstrzymuje się przed śmiechem, przypominając sobie ich wizytę w Castoramie, przed malowaniem jego pokoju. Jedyny facet zastanawiający się nad alpejską łąką, a zielenią wiosny. Po chwili jednak zmarszczyła brwi, czując, że nadal nie do końca nadawają na tych samych falach.
-Maxi? Maxi!-krzyk Ludmiły, wypędza go z pokoju, zostawiając Larę z plątaniną myśli.

Płynę nie wiedząc już sam, czego pragnę

Zirytowana rzuca kiść kluczy na podłogę i klnie pod nosem. W końcu bierze głęboki wdech i chce spróbować po raz kolejny. Schyla się i podnosi, usiłując wydobyć ten odpowiedni kluczyk, co z sztywnym opatrunekiem stanowiło nie lada wyzwanie.
-Daj. Pomogę.-znikąd wyrasta przed nią Maxi, który otwiera drzwi do jej mieszkania. Uchylają się skrzypiąc, a jednak nie wchodzą do środka.
-Co tu robisz?-pyta znudzona.
-Chciałem coś wyjaśnić...
-A mamy co?-prychnęła oburzona.
-Bardzo. Chce coś ci powiedzieć.-Robi krok w przód i maluje dłońmi linie w powietrzu, aż wplątuje je w jej włosy. Zbliża się do niej, aż wpija swoje usta w jej usta, zespalając je w jedność. Pocałunek pogłębia się, choć ona sama sobie przeczy, to rozpala jej myśli. Zmysły rozgrzewają każdą komórkę ciała. Aż w końcu odrywają się od siebie, zaczerpując powietrza.
-To co chciałeś powiedzieć?-Pyta się, przygryzając wargę.
-Nie mów nikomu, ale...-Uśmiecha się i zakładaja jej kosmyk włosów za ucho.-Kocham cię...

W zimie żar pali, w lecie mróz mnie chłodzi.*

*Sonet CXXXII – Francesco Petrarca

6 komentarzy:

  1. Teczowe szorty Facu ^^9 kwietnia 2015 10:52

    Pomysl skopiowany od sapphirre :') Z resztą to juz nie pierwszy raz:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skopiowany? Parę wybierała zamawiająca. Powiesz mi co konkretnie skopiowane? Albo do jakiego OS podobny?
      I czemu nie pierwszy raz? Mylisz mnie z kimś chyba...

      Usuń
  2. No pięknie <3
    Ja tam wolę Naxi ale podoba mi się strasznie!
    Maxi i Laruśka <3 Mrawr... ;***
    Ahh ta Leomiła taka słodka ^^
    Wieć kochana czekam na kolejnego shota i rozdział na blogasku ;3
    Pozdraiwm. Madzia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem! W końcu wróciłam do domu i mogę skorzystać z komputera! ^^
    Na telefonie głupio pisze się komentarze...
    OS CUDOWNY! :* Bardzo mi się spodobał!
    Z resztą... jak każde twoje dzieło! :3
    Jak ty to robisz, co? Zdradź mi swój sekret! ^^
    Już nie mogę doczekać się kolejnego arcydzieła! Musisz napisać je szybko! <3
    Czekam, czekam, czekam! :*
    A nieuzasadnionymi komentarzami ludzi się nie przejmuj... <3

    OdpowiedzUsuń
  4. A wcale, że nie, to jest super. Moje Laraxi. A ty się tym anonimem nie przejmuj, to nie żadna kopia. Ja po prostu tą parę lubię i chcę o nich czytać. <3 Cudne, a w szczególności te ich rozmowy XD Śmiałam się jak głupia. <3
    Kocham,
    Cathy

    OdpowiedzUsuń
  5. wspomnienia-trwaja-przez-cale-zycie.blogspot.com/?m=1 ... Zajrzyjcie , komentujcie nie pożałujecie ... boski blog tak jak ten :)

    OdpowiedzUsuń