czwartek, 2 kwietnia 2015

#8 One Shot: Fedemiła "Taniec aniołów" (na zamówienie Evelyne)

One Shot: Fedemiła "Taniec Aniołów"

Para: Fedemiła
Gatunek: Psychologiczny, Dramat, Fantasy
Dedyk: Dla Koksów z Rajbrotu! :*


 Znowu sam. Jak zawsze. Zamknięty w czterech ścianach swojego własnego świata, z którego nie może wyjść. Chce? Nie. Nawet o tym nie myśli. Przez te wszystkie lata nie miał żadnego kontaktu z ludźmi. Poza rodziną, która uważała go za chorego psychicznie. Co z nim nie tak? Dlaczego nie jest jak inni? Jego własne myśl stały się zgubą. Doszedł do wniosku, że świat, w którym żyje jest okropny. Nie chciał. Nie chciał budzić się ze świadomością, że każdego dnia ludzie wyrządzają sobie tak wiele zła. Był aniołem. Prawdziwym aniołem. Jego mózg nie potrafił przystosować się do otoczenia, pogodzić z tym, że świat jest zepsuty. Dlaczego? Dlaczego tak było? Zbyt wiele w życiu wycierpiał, żeby wierzyć w dobro na ziemi. Zbyt wiele doświadczył, żeby mógł budzić się z uśmiechem na twarzy. Zbyt wielu złych ludzi spotkał na swojej drodze, żeby kiedykolwiek mógł komuś zaufać. Co było jedynym ratunkiem? Samobójstwo...

 Było późno. Zbliżała się druga w nocy. A on? Nie spał. Nie potrafił zasnąć. W głowie miał tysiące myśli. Przytłaczały go. Raniły. Nie potrafił wytrzymać ze samym sobą. Wstał z łóżka. Zrobił kilka kroków w przód. Znajdywał się obok dużego okna, przez które światło księżyca wpadało do jego pokoju. Otworzył je na oścież. Chciał wyjść. Uciec stąd i już nigdy nie wracać. Nigdy. To tak wielkie słowo. Dla niego było jedynym ratunkiem. Otworzył okno. Szeroko, jak najszerzej to było możliwe. Usiadł na parapecie. Po jego ciele przeszedł zimny dreszcz. Wystawił przez nie nogi. Teraz wystarczyło tylko zsunąć się w dół. Mieszkał na trzecim piętrze. Nie uratowaliby go. Roztrzaskałby się na betonowej posadzce, która znajdowała się centralnie pod jego pokojem. Wziął głęboki oddech. Nie chciał żyć. Nie potrafił. Usłyszał kroki. Ktoś się zbliżał. O tej godzinie? Kto to może być? Dlaczego akurat w takiej chwili? Nie chciał, żeby ktokolwiek był świadkiem samobójstwa. To mogłoby w psychice tego człowieka odcisnąć coś w rodzaju znamienia. Rany, która zostałaby tam na zawsze. Nagle drzwi otworzyły się. Z wielką niechęcią odwrócił głowę w tamtą stronę. Kogo zobaczył? Swoją młodszą siostrę. Stała w progu i wpatrywała się w chłopaka. Chciał jej to wytłumaczyć. Chciał powiedzieć, że to nie tak, jak myśli. Jednak nie potrafił. Nie potrafił wypowiedzieć ani słowa. Dziewczynka zasłoniła usta dłonią i uciekła. Pobiegła w stronę pokoju rodziców. Oni już wiedzą. Wiedzą, że chłopak nie potrafi żyć. Wiedzą, że nie może poradzić sobie z samym sobą. Wiedzą, że już wiele razy próbował popełnić samobójstwo. Nawet obiecali, że następnym razem zapiszą go do specjalisty, który wybije mu z głowy głupoty... Teraz! Teraz ma szansę wyskoczyć! Jest sam. Mała pobiegła do pokoju i budzi rodziców, którzy są niemalże nieprzytomni po dniu spędzonym w pracy. Zajmie jej to około dziesięciu minut. Ma czas. Ma czas na krótką modlitwę i samobójstwo. Czemu więc tego nie robi? Dlaczego wciąż siedzi na parapecie i wpatruje się w gwieździste niebo? Może nie potrafi? Wolałby, żeby odbyło się bez zbędnych lamentacji. Dopiero jego siostra przypomniała, że dom nie jest najlepszym miejscem na taki czyn. Następnego dnia wszyscy zadawaliby sobie pytanie "Dlaczego?". Nigdy w życiu nie poznaliby odpowiedzi... Lepiej więc napisać do rodziców list. Że wyjeżdża, że ich kocha, że już nigdy się nie zobaczą. A potem tylko pójść do lasu z grubym sznurem i zrobić swoje. Nie chciał nikogo ranić. Nie chciał, żeby cierpieli z powodu jego samobójstwa. Jednak podczas nocnych ataków nie myślał. Nie myślał o tym, że jutro też jest dzień i wszyscy dowiedzą się o jego czynie. Nie myślał o tym, że jego rodzina będzie płakać. W jego głowie kłębiło się tylko jedno zdanie: "Zabij się, a będzie ci lepiej.".

 Otworzył oczy. Do jego głowy dotarło milion myśli. Między innymi wydarzenia z ostatniej nocy. Znów chciał to zrobić. Znów chciał odebrać sobie życie. Co się stało? Został przyłapany. Młodsza siostra powiedziała o wszystkim rodzicom, którzy natychmiastowo zerwali się z łóżka i pobiegli do jego pokoju. Zastali go siedzącego na oknie, zalanego łzami. Matka zasłabła. Usiadła na jednym z foteli i również wybuchnęła płaczem. Tylko ojciec zachował zimną krew. Podszedł do okna i wziął syna na ręce. Ciało chłopaka w dłoniach ojca było niczym ciało małe dziewczynki w objęciach jej starszego brata. Był chudy. Nawet bardzo chudy. Miał kilka lub nawet kilkanaście kilogramów niedowagi. Mało jadł. Nie mógł. Nie potrafił się przemóc. Jego żołądek nie był pojemny. Mieścił co najwyżej jedną kanapkę z serem dziennie. Sam nie wiedział dlaczego. Nie przeszkadzało mu to. Miał więcej czasu na myślenie, a przecież to właśnie kochał. Kochał? Na pewno? Ojciec położył go na łóżku. Chłopak nie potrafił podnieść głowy i spojrzeć mu w oczy. Nie potrafił. Wiedział, co w nich zobaczy. Smutek. Smutek zmieszany z bólem. Tak bardzo nie chciał ranić. Tak bardzo nie chciał, żeby cierpieli przez jego zachowanie. A jednak nie potrafił... Po prostu nie umiał przestać sprawiać im bólu. To wszystko przez jego myśli samobójcze. Nawet gdyby chciał, nie uwolniłby się od nich. Jego natura mu na to nie pozwalała. Anioły cierpią tam, gdzie źle się dzieje...

 Miną kolejny dzień. I kolejna nieprzespana noc. Tym razem było inaczej. Nie próbował. Nie próbował odebrać sobie życia. Matka postanowiła spędzić z nim całą dobę. Nie odstępowała chłopaka na krok. Może to dobre? Może słusznie postąpiła chodząc za synem wszędzie? Tylko po co? Wczoraj przemyślał wszystko. Nie zabiłby się w ich obecności. To sprawiłoby ból, którego tak bardzo chciał uniknąć... I znów wstało słońce. Promienie niemiłosiernie raziły go po oczach. W takie dni mógłby wyjść z domu. Pospacerować, pójść do kina, spotkać się z kimś. Mógł, ale nie chciał. Nie potrafił patrzeć na ludzi. Pomimo masek, które zakładali codziennie, on wiedział. Wiedział, że są źli. Jakim cudem? Po prostu był inny. Potrafił wejść w umysł każdego człowieka i zobaczyć najbardziej tragiczne momenty z jego życia. To nie było normalne. Ale nikt nie mówił, że chłopak zaliczał się do ludzi całkiem zdrowych psychicznie. Może to tylko wyobraźnia? Może po prostu wydaj mu się, że ci wszyscy ludzie są źli? Ne możliwe... Te sceny wyrwane z przeszłości są tak realistyczne! Nawet jego życie było bardziej podobne do wyimaginowanego obrazu, niż wspomnienia osób spotkanych na ulicy. 

- Dziś o dziewiętnastej wychodzimy z domu. Kupiłam bilety na koncert w Operze. Mam nadzieję, że się cieszycie.

 Stało się. Opuścił mieszkanie. Wyszedł z niego. Miał z tym problem? Wielki. Gdy tylko przekroczył próg, sparaliżował go strach. Wiedział co go czeka. Miał świadomość, że niedługo natknie się na ludzkie serca przepełnione zawiścią i złem. Tak bardzo się bał. Tak bardzo chciał tego uniknąć. Jednak nie miał ochoty na kłótnie. Jego rodzice mięli już wystarczająco dużo problemów związanych z nim. Po co więc dokładać im kolejnych? Przecież to tylko jeden wieczór. Po koncercie znów będzie mógł zamknąć się we własnym świecie. Ale czy na pewno będzie tego chciał? A może spotka go coś tak magicznego, że już nigdy nie wróci do swoich czterech ścian?

 Występ już prawie się skończył. Została tylko jedna wokalistka. Musiała mieć wielki talent. Prowadzący ogłosił ją jako "Objawienie Muzyczne". Wszyscy zastanawiali się, kim będzie tajemnicza dziewczyna. Gdy wyszła na scenę, rozległy się brawa. Wszyscy klaskali w dłonie. Wszyscy, oprócz niego. Był oszołomiony. Od początku koncertu czuł, że coś jest nie tak. Miał wrażenie, że gdzieś w pobliżu znajduje się osoba nieskazitelna. Osoba, która niema ani jednaj plamki. Tak... To była ona. Szczuplutka, krucha blondynka, ubrana w długą, czarną suknię, która właśnie stała na scenie z szerokim uśmiechem. Była taka jak on! Była aniołem...

 Poznał ją. Po koncercie pobiegł za kulisy. Ochroniarze nie chcieli go wpuścić, jednak upór chłopaka zrobił swoje. Poznał ją. Poznał ją osobiście. Co się okazało? Ona czuła dokładnie to, co on. Jej uśmiech na scenie nie był spowodowany tym, że ludzie klaskali. Od każdego z nich biło zło, które tylko mogłoby ją przygnębić. Uśmiechała się, ponieważ czuła jego obecność. Czuła obecność bratniej duszy. Czuła, że nie wszyscy na sali są do szpiku kości przesiąknięci złem. Właśnie on był wyjątkiem. Powodem, dla którego uśmiechała się. Wiedziała, że go pozna. Miała pewność, że po koncercie przybiegnie do niej. Nie pomyliła się. Po raz pierwszy na tej planecie poznała anioła. Anioła, który miał jej towarzyszyć do końca życia...

fed_elli: Spotkamy się?
ferro01: Z tobą? Zawsze. Tylko szybko...
fed_elli: Najlepiej jak najszybciej. Muszę cię zobaczyć... Po prostu muszę!
ferro01: Ja ciebie też! Nie wytrzymuję. Nie wytrzymuję psychicznie.
fed_elli: Moja księżniczko. Za chwilę do ciebie przyjadę.
ferro01: Tylko szybko! Nie dam rady bez ciebie...

 Jak obiecał, tak zrobił. Był u niej po dosłownie dziesięciu minutach. Mieszkali od siebie daleko. Jak to zrobił? Tajemnica. Wszedł do domu. Zamknął drzwi i szybkim krokiem ruszył w stronę pokoju dziewczyny. Chwycił za klamkę. Siedziała na parapecie z błękitnym notesem, który dostała od niego na urodziny. Podniosła głowę i posłała mu lekki uśmiech. Odwzajemnił gest i podszedł bliżej. Objął ją w talii. Ich usta złączyły się w długim, namiętnym pocałunku. Było tak romantycznie... Opadli na łóżko. Po raz kolejny pocałował ją. Zrobił to delikatnie, a zarazem brutalnie. Dreszczyk przebiegł po plecach dziewczyny. Kilka minut później byli całkiem nadzy. Ich ciała w jakiś magiczny i nikomu nieznany sposób złączyły się w jedno, spójne. To był taniec. Namiętny taniec dwóch aniołów. Czuli pożądanie. On pożądał jej, a ona jego. Pomiędzy nimi odbywało się coś w rodzaju gry. Gry, w której niema przegranych. Wszyscy są zwycięzcami. Kolejny pocałunek był jeszcze bardziej magiczny, niż poprzednie. Dało się zauważyć pomiędzy nimi iskierkę. Iskierkę symbolizującą wielką i wieczną miłość. Tak miało być. Mięli do końca życia pozostać razem. Zrobili to.

- Jesteś gotowa?
- Nigdy nie byłam bardziej.
 Złapał ją za rękę. Wiedział, że czuje taki sam strach, jak on. Jednak to było jedyne rozwiązanie. Nie mogli żyć na tym świecie. Po prostu nie mogli. Za dużo zła, bólu, cierpienia. Krok w przód. Kolejny. Następny. Stali już wystarczająco blisko krawędzi płaskiego dachu. Za chwilę miało wypełnić się ich przeznaczenie. Ostatni oddech, ostatnie spojrzenie, ostatni uśmiech. Skoczyli. Lecąc w dół trzymali się za ręce. Strach szybko ich opuścił. Z wielką siłą uderzyli o ziemię. Ich wątłe ciała roztrzaskały się na milion kawałeczków. Nie było tam widać nic innego oprócz krwi. Krwi, która powstała ze złączenia się dwóch ciał, tak naprawdę będących jednym. Nie czuli bólu. Szybowali w górę. Czule objął ją, a ona wtuliła się w jego tors. Już nie należeli do tego świata. Tego złego, potwornego, ludzkiego świata. Byli gdzieś. Gdzie? Tam, gdzie wieczne szczęście. W końcu takie jest przeznaczenie aniołów...



* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * 

Witam wszystkich w ten jakże piękny wieczór! ^^
Przychodzę do was z kolejnym OS'em i nadzieją, że chociaż trochę wam się spodoba!
Tak, wiem... jest dziwny! 
Dziękuję za komentarze pod poprzednim! :* Mam nadzieję, że ten również przypadł wam do gustu! :3
Kolejny pojawi się prawdopodobnie w poniedziałek!
Pozdrawiam wszystkich i życzę Wesołych Świąt! ^^
Victoria Evans

2 komentarze:

  1. OMG *_*
    jakie cuudowne ! <3
    Łapie za serce !
    Aż chce się płakać ;/
    Matko, kochanie jesteś taka utalentowana ! *_*
    Gratuluje pomysłu ! <3
    Również życzę Wesołych Świąt !
    Pozdrawiam gorąco :3

    Panna Martin

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam że nie skomentowalam wcześniej.
    Nie.miałam siły.Byłam taka zmęczona.
    Naprawdę pięknie opisałaś ten ból, który wypełniał go od środka. To takie...niesamowite.
    Wiesz...to mnie tak jakby...no...zachwyciło, poruszyło. Nie wiem co napisać. Trzymam sie za głowę i pisze to na przemian. Jestem strasznie zmęczona więc przepraszam.Kocham twoje arcydzieła <3 Są nieziemskie.
    Wreszcie znalazłam to słowo. Po prostu mnie zamurowało. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Podziewiam Cię. ;*

    Madzia.

    OdpowiedzUsuń