"Myślicie o prawdzie, jakby była ona formułką, którą można zaczerpnąć z książki. Prawdę nabywa się za cenę samotności. Jeśli chcecie podążać śladami prawdy, musicie się nauczyć iść samotnie."
~Anthony de Mello
Tytuł: Niezauważalna prawda
Para: Leonetta
Gatunek: Dramat, Psychologiczny, Fantasty
Para: Leonetta
Gatunek: Dramat, Psychologiczny, Fantasty
Aniele mój powiedz,
Czy możesz schować
Mnie w ramionach?*
Czy możesz schować
Mnie w ramionach?*
Rodzice często opowiadali mu historie o smokach, wróżkach, elfach, ale przede wszystkim o aniołach. Zawsze fascynowały go te skrzydlate stworzenia i choć rówieśnicy nie dzielili jego zainteresowania, on coraz bardziej się w to zagłębiał. Wielu dorosłych uważało to za niezdrowe, czy też jakąś nie prawidłowość. Jednak było dobrze, w podstawówce, w gimnazjum i początku liceum, aż wzięli go za szaleńca. Uważał, że spotkał anioła, piękną, skrzydlatą szatynkę. Tak tu trafił, do tego szaleńczego miejsca, gdzie wyjmowano sznurówki z butów, sznurki z bluz i zabierano wszystko co ostre, czy nadające się do powieszenia. Cały dzień spędzał w swoim pokoju z jedną leżanką i kuloodpornym oknem. A ona go odwiedzała codziennie.
A w skrzydłach swych
Osuszyć znów moje łzy
Niewiele powiem Ci
Czujesz sam...
Osuszyć znów moje łzy
Niewiele powiem Ci
Czujesz sam...
Teraz czekał w pokoju badań, jak zwykle jego psychiatra się spóźniał. Poprawił się na tym cholernie nie wygodnym krzesełku, a do pokoju wszedł wysoki, posiwiały brunet, w długim wyszarzałym kitlu z plakietką Hans, nie zbyt uprzejmie brzmiące imię.
-Dzień dobry. Léon, jesteś gotowy?-Spojrzał na szatyna znad ciemno zielonej podkładki i usiadł po drugiej stronie metalowego stolika.
-Dzień dobry. Gotowy, jak codziennie od stu trzydziestu jeden dni. Co pan chce dzisiaj usłyszeć?-W sumie to ten cały psychiatryk go poprostu śmieszył, lekarze pochylali się nad każdym cicho pomrukując pod nosem, zadając wciąż te same pytania i zapisując na tej śmiesznej podkładce.
-Jak ją poznałeś? I jak wyglądała?-Doktor uśmiechnął się pod nosem i założył nogę na nogę.
-Był listopad, najbardziej mściwy miesiąc w całym kalendarzu. Zimno, mokro, śliskie drogi, szybko robi się ciemno. Jechałem z rodzicami od ciotki Inez, najbardziej upierdliwej kobiety chodzącej po tej ziemi. Nawet te żółte tulipany, kupione w kwiaciarni na rogu, na jej sześćdziesiąte urodziny wyglądały w jej dłoniach cholernie ponuro. Daliśmy jej prezent, posiedzieliśmy całą wieczność, choć rodzice zaklinali, że jedynie trzy godzinki. Droga do domu była jeszcze nieskończenie długa, a w radiu leciały jakieś smętny. Liczyłem słupy, strasznie niewdzięczne zajęcie w porze nocnej, ale nie zniechęcałem się, wolałem to niż rozmowę o tej starej pierdzie. Niech pan wybaczy, ale chyba nikt nie jest w stanie jej polubić.-Lekarz skinął głową ze zrozumieniem i przyjrzał się jego wystraszonym, zielonym tęczówką w których nadal odbijał się obraz grubych kropel ulewy huczących o ciemny asfalt.
-Dzień dobry. Léon, jesteś gotowy?-Spojrzał na szatyna znad ciemno zielonej podkładki i usiadł po drugiej stronie metalowego stolika.
-Dzień dobry. Gotowy, jak codziennie od stu trzydziestu jeden dni. Co pan chce dzisiaj usłyszeć?-W sumie to ten cały psychiatryk go poprostu śmieszył, lekarze pochylali się nad każdym cicho pomrukując pod nosem, zadając wciąż te same pytania i zapisując na tej śmiesznej podkładce.
-Jak ją poznałeś? I jak wyglądała?-Doktor uśmiechnął się pod nosem i założył nogę na nogę.
-Był listopad, najbardziej mściwy miesiąc w całym kalendarzu. Zimno, mokro, śliskie drogi, szybko robi się ciemno. Jechałem z rodzicami od ciotki Inez, najbardziej upierdliwej kobiety chodzącej po tej ziemi. Nawet te żółte tulipany, kupione w kwiaciarni na rogu, na jej sześćdziesiąte urodziny wyglądały w jej dłoniach cholernie ponuro. Daliśmy jej prezent, posiedzieliśmy całą wieczność, choć rodzice zaklinali, że jedynie trzy godzinki. Droga do domu była jeszcze nieskończenie długa, a w radiu leciały jakieś smętny. Liczyłem słupy, strasznie niewdzięczne zajęcie w porze nocnej, ale nie zniechęcałem się, wolałem to niż rozmowę o tej starej pierdzie. Niech pan wybaczy, ale chyba nikt nie jest w stanie jej polubić.-Lekarz skinął głową ze zrozumieniem i przyjrzał się jego wystraszonym, zielonym tęczówką w których nadal odbijał się obraz grubych kropel ulewy huczących o ciemny asfalt.
W niebiosach łatwiej jest trwać
oddychać niebem
Tam zabierz nas...
oddychać niebem
Tam zabierz nas...
-Niech pan kontynuuje.-Ponaglił szatyna zachrypniętym głosem, ten doktor nie był zbyt rozmowny, za to tajemniczy i posępny. Leon położył dłonie na stole i powoli znów zaczął wtaczać się w ten koszmarny dzień, co wcale nie było sprawką starej ciotki.
-W sumie nie trwało to długo, kiedy dojechaliśmy na stację paliw, ojciec zatankował, żeby upewnić się, że benzyny starczy na całości drogi, ja z matką czekałem w aucie. Nie zajęło to długo, kiedy tata wrócił z paragonem i uśmiechem, że otwarli tę nową, cholerną drogę dzięki której będziemy jakieś pieprzone dziesięć minut wcześniej w domu.-Kopnął w kant stołu i wstał nerwowo poruszając się po sali, zacisnął dłonie na karku i spuścił głowę. Mężczyzna popatrzył na niego z zdenerwowaniem, oby nie wybuchnął.
-Léon. Jesteś w stanie mówić dalej?-Upewnił się, odsuwając się od stołu. Zawsze w gotowości.
-Tak, jasne.-Podciągnął nosem i przetarł twarz rękawem.-Jechaliśmy w dość wesołej atmosferze, planując moje urodziny, które obchodziłem zaledwie dwa dni wcześniej, osiemnaste. Wie pan, mój ojciec zawsze uwielbiał trzymać rękę na pulsie, więc nasz samochód był zawsze idealnie zadbany, ten wypadek nie miał prawa się zdarzyć, a...-Łza spłynęła mu po policzku, a on opadł na krzesło.
-A jednak.-Uśmiechnął się ponuro i nakazał ruchem dłoni, że ma opowiadać dalej.
-Kochałem moich rodziców, pamiętam tylko krzyk mojej matki, mój ojciec nawet nie zdążył, wszystko co działo się w przeciągu kilku sekund, mi wydawało wydłużyłać setki razy. Ten tir nie powinien jechać naszym pasem ruchu. Ocknąłem się, choć w ogóle nie jestem pewien czy straciłem przytomność. Nie było to niczym niezwykłym gdy ją zobaczyłem, wyglądała jak zwykła, wyjątkowo piękna dziewczyna pochylająca się nademną. Aż, próbowałem się podnieść, zatrzebotała skrzydłami i podtrzymała mnie, nie pozwalała się ruszać. Była szczupła, jednak bez żadnej szaty, czy aureoli jak w opowiadaniach, zwykle białe ubrania i te niezwykle duże skrzydła, które sięgały ziemi. Była szatynką, piękną szatynką, powiedziała, że jest moim aniołem stróżem i poprostu zniknęła, gdy usłyszała głosy sanitariuszy. Tej nocy przeżyłem tylko ja.-Przygryzł zasuszoną wargę tępo patrząc w okno, a lekarz cicho stukał długopisem o podkładkę. W końcu odkaszlnął i podniósł wzrok.
-Dziękuję. Starczy na dziś.-Wstał, zostawiając, oszołomionego Leona.
-W sumie nie trwało to długo, kiedy dojechaliśmy na stację paliw, ojciec zatankował, żeby upewnić się, że benzyny starczy na całości drogi, ja z matką czekałem w aucie. Nie zajęło to długo, kiedy tata wrócił z paragonem i uśmiechem, że otwarli tę nową, cholerną drogę dzięki której będziemy jakieś pieprzone dziesięć minut wcześniej w domu.-Kopnął w kant stołu i wstał nerwowo poruszając się po sali, zacisnął dłonie na karku i spuścił głowę. Mężczyzna popatrzył na niego z zdenerwowaniem, oby nie wybuchnął.
-Léon. Jesteś w stanie mówić dalej?-Upewnił się, odsuwając się od stołu. Zawsze w gotowości.
-Tak, jasne.-Podciągnął nosem i przetarł twarz rękawem.-Jechaliśmy w dość wesołej atmosferze, planując moje urodziny, które obchodziłem zaledwie dwa dni wcześniej, osiemnaste. Wie pan, mój ojciec zawsze uwielbiał trzymać rękę na pulsie, więc nasz samochód był zawsze idealnie zadbany, ten wypadek nie miał prawa się zdarzyć, a...-Łza spłynęła mu po policzku, a on opadł na krzesło.
-A jednak.-Uśmiechnął się ponuro i nakazał ruchem dłoni, że ma opowiadać dalej.
-Kochałem moich rodziców, pamiętam tylko krzyk mojej matki, mój ojciec nawet nie zdążył, wszystko co działo się w przeciągu kilku sekund, mi wydawało wydłużyłać setki razy. Ten tir nie powinien jechać naszym pasem ruchu. Ocknąłem się, choć w ogóle nie jestem pewien czy straciłem przytomność. Nie było to niczym niezwykłym gdy ją zobaczyłem, wyglądała jak zwykła, wyjątkowo piękna dziewczyna pochylająca się nademną. Aż, próbowałem się podnieść, zatrzebotała skrzydłami i podtrzymała mnie, nie pozwalała się ruszać. Była szczupła, jednak bez żadnej szaty, czy aureoli jak w opowiadaniach, zwykle białe ubrania i te niezwykle duże skrzydła, które sięgały ziemi. Była szatynką, piękną szatynką, powiedziała, że jest moim aniołem stróżem i poprostu zniknęła, gdy usłyszała głosy sanitariuszy. Tej nocy przeżyłem tylko ja.-Przygryzł zasuszoną wargę tępo patrząc w okno, a lekarz cicho stukał długopisem o podkładkę. W końcu odkaszlnął i podniósł wzrok.
-Dziękuję. Starczy na dziś.-Wstał, zostawiając, oszołomionego Leona.
Aniele mój
Ty przecież mnie jednego** masz
I mnie ochronisz za grzechy
Ty przecież mnie jednego** masz
I mnie ochronisz za grzechy
Ciężkie drzwi zamknęły się za nim z hukiem. Stał w pół przytomny we wejściu. Jak zwykle po takiej rozmowie, na jego łóżku siedziała Violetta. Przekrzywiała głowę i smutno spoglądała na niego.
-Znów kazali ci opowiadać?-Podniosła się z leżanki, a gdy szła jej skrzydła szurały o podłogę. Przytaknął głową.-Mówiłam, żebyś milczał. Oni nigdy nie rozumieją.
-Tak wiem, ale oni muszą mi w końcu uwierzyć.
-Tak Leon. Na pewno masz rację.-Wydukała z zamyślenia, gdy objął ją mocno.
-Znów kazali ci opowiadać?-Podniosła się z leżanki, a gdy szła jej skrzydła szurały o podłogę. Przytaknął głową.-Mówiłam, żebyś milczał. Oni nigdy nie rozumieją.
-Tak wiem, ale oni muszą mi w końcu uwierzyć.
-Tak Leon. Na pewno masz rację.-Wydukała z zamyślenia, gdy objął ją mocno.
Niech życie ukaże mnie
Ty przy mnie zawsze bądź
Ty przy mnie zawsze bądź
-Czasem nie rozumiem.-Westchnął, przesuwając pionek na szachownicy.
-Czego?-Zmarszczyła brwi, obserwując go uważnie.
-Czemu tylko ja cię widzę?
-Bo jestem tylko twoja.-Uśmiechnęła się i chwyciła jego dłoń. Popatrzył na nią mile zaskoczony. Milczał dłuższą chwilę, dokładnie zapamiętując każdy milimetr twarzy.
-Czego?-Zmarszczyła brwi, obserwując go uważnie.
-Czemu tylko ja cię widzę?
-Bo jestem tylko twoja.-Uśmiechnęła się i chwyciła jego dłoń. Popatrzył na nią mile zaskoczony. Milczał dłuższą chwilę, dokładnie zapamiętując każdy milimetr twarzy.
Chociaż wiem, me niebo daleko jest
Więc nie wpuszczą jeszcze mnie
Jeszcze nie...
Więc nie wpuszczą jeszcze mnie
Jeszcze nie...
Dni w szpitalu wydłużały się nie miłosiernie, tym bardziej te w których przychodziła tylko na chwilę. Tak bardzo nie wystarczającą. Napawał się każdą sekundą obserwowania jej twarzy, rąk, ramion, a nawet stóp. Aniołowie są idealni, nikt nie zaprzeczy. Musiał ją widywać codziennie, uwielbiał. Ona zawsze wiedziała kiedy jej obecność jest konieczna. Nie zostawiła by go samego w potrzebie. Lekarz przychodził coraz rzadziej, a on myślał, że po prostu przestali mieć na niego jakiekolwiek nadzieje. Większość personelu patrzyło na niego jak na wariata, któremu nie da się wytłumaczyć tego, że nie ma racji. Siedział sam w pokoju i rozpaczał nad swoją samotnością, w końcu nikt oprócz niej go nie rozumiał.
W ciemną noc modlitwy krzyk
Zostałaś** tylko Ty
I deszcz na twarzy mej
Zostałaś** tylko Ty
I deszcz na twarzy mej
Pełnia. Księżyc ociężale zagląda przez kraty do jego celi, oświetla jej smukłą postać, jest piękna. Jak zwykle. Uśmiecha się do niego, a on podnosi się z łóżka i staje na przeciwko niej. Chyba wreszcie to zrobi, powie jej prawdę, bo ona w końcu zrozumie, każde jego szaleństwo. Wplata palce w jej ciemne fale, przyciąga bliżej siebie. Górna warga drży delikatnie, niepewnie unosząc się do góry. Ona przekrzywia głowę, nie do końca go rozumiejąc. Bursztynowe tęczówki dokładnie skanują każdy gest, otwiera usta wypuszczając powietrze.
-Vilu...-O cal bliżej, jego szczęście jest na wyciągnięcie ręki.-Ja...-Nie kończy, wpija się w jej usta, delektując się jej słodyczą. Ona zapomina się całkowicie, odwzajemnia pocałunek. Aż w końcu już wie, że robi źle odsuwa się i znika.
W ciemną noc nie wierzę już
Choć trzepot skrzydeł znów
Do snu kołysze mnie
Choć trzepot skrzydeł znów
Do snu kołysze mnie
Nie pojawiała się przez kilka dni, a on płakał. Nawet nie udawał, że jest dobrze. Lekarze wtaczali mu coraz większe dawki leków. Czekał, coraz bardziej mizerniejąc w oczach. Tęsknił za jej pokrzepiającym słowem, spokojną twarzą i ciepłymi dłońmi ściskającego jego ręce gdy było mu smutno. Brakowało mu jej wzroku zawieszonego na nim gdy skarżył się na niekompetencje lekarzy, jej melodyjnego głosu przytakującego na każde jego słowo. Bez ciebie umrę.
Aniele mój
Czasem nie wierzę w Ciebie
W samego** siebie też wiary brak
Czasem nie wierzę w Ciebie
W samego** siebie też wiary brak
Zamykał się w sobie. Patrzył przez okno i wsłuchiwał się w równy rytm deszczu grającego o parapet jego pokoju. Coraz poważniej zaczynał zastanawiać się czy to wszystko nie było pięknym snem. Czy ona nie była snem? Chciał ją zobaczyć, dotknąć, przytulić. Po prostu czuć, że ona przy nim jest. Jednak siedział nie wiedząc jak oddzielić rzeczywistość od mitu. Żyć z świadomością, że nic się nie zmieniło, a on jest ten normalny. Jednak zawsze uważa się, że prawda leży po stronie większości. Otóż nie zawsze. Odkaszlnął głośno, wiercąc się na leżance i wpatrując w poszarzały sufit. Przestawał być pewny swojej racji. Wątpił czy jest sens życia.
Zraniłem** wiele serc
Lecz nie opuszczaj mnie
W końcu pewnego dnia wróciła. Wyglądała jak fatamorgana, była ponura, oczy miała opuchnięte, wargę przygryzioną jakby się z czymś wahała. Widział, że coś jest nie tak, zbyt bardzo była zamyślona, zbyt bardzo unikała go wzrokiem, zbyt bardzo tarmosiła dłonie. Objął jej zmarznięte ramiona i przyciągnął do siebie. Zdezorientowana błądziła rękoma po jego torsie.
-Leon. To koniec.
-Nie, nie. To dopiero początek, ty do mnie wróciłaś...-Przerywa mu ostatnim pocałunkiem, wplata palce w krótkie włosy szatyna. Zadowolony oddaje pocałunek. Ma w dłoniach cały swój świat, inni nie mieli racji. On ją miał, anioły istnieją, a oni przełamali barierę dwóch różnych światów. Złączyli dwa zupełnie różniące się ideały. Kochali się i nikt nie mógł temu zaprotestować. Odsunęła się w końcu, a on dostrzegł dwa strumienie łez. To był zły sygnał.
-To nasze ostatnie spotkanie.-Wydukała obserwując odchłań jego brunatnych tęczówek.-Anioł i człowiek nigdy nie będą razem... Przepraszam. Już więcej się nie pojawię. Nie mam do tego prawa.
I zniknęła zanim zdążył choćby otworzyć usta.
Czuję strach, że to nie ostatni raz
Popłynie czyjaś łza, gorzka łza...
Był bezsilny w spokoju tocząc walkę z samym sobą, pożerany przez otaczającą go ciszę. Zniknęła, a z nią cały jego świat. Milczał i tępo wpatrywał się przed siebie.
W ciemną noc modlitwy krzyk
Zostałaś** tylko Ty
I deszcz na twarzy mej
Zostałaś** tylko Ty
I deszcz na twarzy mej
Nie mogła nic zrobić, tylko z bólem obserwować jego cierpienie. Płakała chowając się w kącie jego pokoju. Jedyne co jej zostało to całowanie go na dobranoc.
W ciemną noc nie wierzę już
Choć trzepot skrzydeł znów
Do snu kołysze mnie
Choć trzepot skrzydeł znów
Do snu kołysze mnie
Zostało mu tylko dziwne poczucie czyjejś obecności.
*Wiersz Magdy Famme "Rozmowa z aniołem"
**Rodzaj Żeński/Męski został zmieniony na potrzeby OS'a
Tak prezentuje się mój pierwszy One Shot na tym blogu, Leonetta? Po porostu zaczęłam dawno temu i postanowiłam go wreszcie skończyć.
Miłych Walentynek! <3
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa <3
OdpowiedzUsuńChyba będę pierwsza o ile nikt mnie nie wyprzedzi ^^
cóż, twój pierwszy OS prezentuje się cudownie <3
wiedziałam już, że po tym fragmencie, który czytałam. Cały OS będzie idealny :3
León i psychiatryk ? Bardzo ciekawe i oryginalne ^^
Vilu go nie zostawiła, wciąż się nim opiekowała :)
sweet <3
liczę na kolejny OS'y w twoim wykonaniu :D
Pozdrawiam xxx
Panna Martin
Miejsce <3
OdpowiedzUsuńPuk, puk, mogę?
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że naprawdę podoba mi się twój styl pisania. Jest lekki, co sprawia, że przyjemnie się czyta poszczególne wpisy. Jesteś świetna. Właśnie takie osoby są na tym świecie potrzebne, takie które wiedzą co piszą i robią to niesamowicie ♥ Świetnie piszesz, co ci więcej mogę powiedzieć?
Nie pozostaje mi teraz nic innego, jak czekać na jakieś nowe wieści od Ciebie. Nie poddawaj się i pisz dalej. ♥
Na pewno jeszcze zajrzę ;**
Przy okazji, zapraszam:
http://violetta-amor-musica.blogspot.com/
Kochanie! <3
OdpowiedzUsuńTo jest fenomenalne! :3
Wiedziałam! Po prostu wiedziałam, że OS'y piszesz tak cudownie jak opowiadania! *.*
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że piszesz tu z nami! :*
Na pewno będziesz miała bardzo dużo zamówień! <3
Ja zaraz lecę złożyć swoje! :3
Kleptu, klep <3
OdpowiedzUsuńWitaj x
UsuńAniele, dziękuję Ci za ten One Shot. Wyszedł Ci genialnie.
Wiesz, wybrałam Aniołki, gdyż mają one ogromne znaczenie w moim życiu. Takie aniołki są zawsze przy nas, wspierają nas, podnoszą na duchu. Ty nie koniecznie musisz o tym wiedzieć, ale one na pewno zadbają by żyło Ci się jak najlepiej.
W tym zamówionym przeze mnie cudeńku przekazałaś moc miłości. To piękno wlane do każdego słowa, choćby więcej niż tysiąc szklanek tego piękna, zaczarowało mnie.
Masz lekki styl pisania, delikatnie się czyta, zapomina się o świecie. Malujesz pięknie słowami, sklejasz zdania cudownie. Potrafisz fenomenalnie wszystko dopracować i złożyć w jedną całość, by towarzyszyła temu niesamowita harmonia. Co prawda są małe błędy, ale tak małe, że nie ma co zwracać uwagi. W końcu nikt nie jest idealny.
Historia jest piękna. Violetta jako cudowny Anioł, przyjaciółka Leóna. Zawsze mu pomagała, wspierała. Tak jak prawdziwy Anioł. Potem przyjaźń przerodziła się w miłość. Tak kończy się zawsze. Po części może to być dobre - z drugiej strony nie.
Piękna para z nich by była. Violetta i León są u Ciebie piękni (co nie oznacza, że w serialu ni). Szkoda, że mi ich rozdzieliłaś.
Ale na zawsze zapamiętam ten fragment:
,,-Czasem nie rozumiem.-Westchnął, przesuwając pionek na szachownicy.
-Czego?-Zmarszczyła brwi, obserwując go uważnie.
-Czemu tylko ja cię widzę?
-Bo jestem tylko twoja."
To jest cudowne, wspaniałe, piękne, fenomenalne...ach! Aż zabrakło mi epitetów! Ten cytat jest głęboki. C U D O W N Y <3
Ale wszystko co dobre szybko się kończy. Vilu zostawiła Leóna, nie przychodziła więcej go wspierać. Ale to Anioł, więc w końcu wróciła.
Nie rozumiem, dlaczego uważa, że nie może być w związku z człowiekiem. Miłość to miłość i nie ma znaczenia kim będzie nasza druga połówka.
Czemu nie wróciła już ani razu więcej? Teraz pozostała tylko duchowo przy nim? Przecież to była tak wspaniała miłość, no wiesz Ty co :c
Dziękuję Ci za możliwość przeczytania takiego cuda.
Kocham i życzę weny,
Julka x
To jest wspaniałe ♡ Z prawdziwą niecierpliwością czekam na kolejny :* Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuń