One Shot: Clement "Samotność"
Czy
łatwo żyć z poczuciem osamotnienia ? Można stąpać po tej ziemi
bez ludzi, którzy cię kochają, szanują, uważają za "swojego"?
Niektórzy próbują radzić sobie z samotnością pisząc o swoich
problemach na blogach, profilach oraz facebook'owych tablicach.
Zapewne liczą na to, że wśród ich znajomych znajdzie się ktoś,
kto będzie chciał wejść do ich życia i wnieść w nie odrobinę
radości. Na ich nieszczęście dwudziesty pierwszy wiek jest bardzo
trudnym okresem do znajdowania przyjaciół. Dziś ludźmi rządzą
pieniądze i pragnienie władzy nad innymi. Czy to na pewno jest
dobre?
"Samotność
prawdziwa, samotność bez złudzeń, to stan poprzedzający obłęd
lub samobójstwo."
~
Eric Maria Remarque ( Paul Remarque )
Żadnego
człowieka nie wolno zostawić na śmierć w samotności. Każda
osoba potrzebuje chociaż odrobinę ciepła. Może je dać ktoś ze
szkoły, z pracy, z rodziny, a nawet poznany na ulicy. Widząc
samotnego, smutnego człowieka nie unikajmy go! Nie uciekajmy jak
najdalej! Starajmy się podejść, zagadać, może nawet zaprosić na
herbatę. Przecież jesteśmy ludźmi. Jeśli potrafimy pomóc -
pomóżmy!
"Są
tacy, którzy uciekają od cierpienia miłości. Kochali, zawiedli
się i nie chcą już nikogo kochać, nikomu służyć, nikomu
pomagać. Taka samotność jest straszna, bo człowiek uciekając od
miłości, ucieka od samego życia. Zamyka się w sobie."
~
Jan Twardowski
Niektórzy
ludzie starają się unikać kontaktów z innymi. Zapewne kiedyś
przeżyli jakąś traumę związaną z drugim człowiekiem i boją
się, że jeśli znajdą przyjaciela, znów będą cierpieć. Nikt
nie może im obiecać długotrwałej, prawdziwej przyjaźni. W końcu
naszą przyszłość zna tylko Bóg. Trzeba jednak, pomimo
przeciwności losu próbować znaleźć kogoś, kto będzie chciał
pomóc, wysłuchać, po prostu być...
21
czerwca 2000 roku
Sześcioletni
chłopiec siedział na ławce przed domem i wsłuchiwał się w śpiew
ptaków. Kochał przebywać na świeżym powietrzu. Wiedział, że
dzięki kontaktowi z naturą będzie zdrowszy oraz weselszy. Przyroda
była ukojeniem, którego nie mógł zaznać w domu.
-
Kochanie! Chodź na kolację! - chłopiec usłyszał melodyjny głos
swojej matki.
-
Już idę.
Mały
zeskoczył z ławki i szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi
wejściowych. Kilka minut później siedział przy starym,
skrzypiącym stole czekając na posiłek.
-
Smacznego. - niska, szczupła kobieta położyła przed nim talerz,
na którym znajdowała się kanapka z żółtym serem.
Chłopiec
uśmiechnął się na samą myśl o jedzeniu. W końcu nie spożywał
nic od rana.
-
Wychodzę. - niska, rudowłosa dziewczyna w różowej sukience
zwróciła się do mamy.
-
Gdzie idziesz Cami?
-
Do koleżanki.
-
Nie mogłabyś dziś zostać w domu?
-
Co?! Chyba cię pogięło! Za niedługo wróci ojciec, a ja nie mam
zamiaru wysłuchiwać kolejnej awantury.
-
Na dobrze. Weźmiesz ze sobą Clementa?
-
Nie ma mowy! Ja i Viola idziemy na imprezę! Nie będziemy zajmować
się gówniarzem!
Chłopiec
popatrzył na starszą siostrę z oburzeniem. Jak ona mogła odzywać
się tak do mamy?! Przecież kobieta urodziła ją, dbała o nią,
martwiła się... Należy się jej trochę miłości i wdzięczności!
-
Co się tak gapisz młody?!
-
Nie powinnaś tak brzydko mówić do mamy.
-
Mogę robić co chcę! Na pewno nie będę słuchać kobiety, która
codziennie kłóci się ze swoim mężem i pozwala, żeby ją bił!
Mówiąc
to dziewczyna spojrzała na rodzicielkę z pogardą i opuściła dom.
Po policzku starszej kobiety spłynęła pojedyncza łza, którą
pani Galan szybko otarła. Chłopiec położył nadgryzioną kanapkę
na talerzu, po czym podszedł do mamy i mocno ją przytulił.
-
Nie martw się. Masz mnie. Kocham cię mamusiu.
-
Ja ciebie też Clement. - kobieta uśmiechnęła się do synka.
Dziecko
spojrzało na mamę z zadowoleniem. Clement, pomimo młodego wieku
wiedział, że do rodziców należy odzywać się z szacunkiem.
Niestety szesnastoletnia, rudowłosa dziewczyna miała inne zdanie.
-
Zjedz kanapkę, a potem uciekaj do pokoju.
-
Dobrze.
Chłopiec
po raz kolejny usiadł przy stole i wrócił do konsumowania posiłku.
Chwilę późnej usłyszał kroki. Ktoś szedł po schodach. Kobieta
od razu wiedziała, że to jej mąż. Za pewne przepił lub przegrał
na maszynach wszystko co miał, a teraz wrócił po więcej. Niestety
pani Galan nie miała pieniędzy.
-
Weź kanapkę i idź do pokoju, dobrze?
-
Tak mamusiu.
Clement zabrał jedzenie, po czym udał się do pomieszczenia, w którym
razem z siostrą mieszkali. Chłopiec wiedział, że nadchodzący
ojciec na pewno będzie krzyczał, więc wszedł pod łóżko i
postanowił zostać tam, dopóki mężczyzna nie opuści domu.
-
Daj portfel!
-
No dobrze...
-
Tu nic nie ma! Gdzie schowałaś pieniądze?!
-
Nigdzie. Wszystkie dałam ci dziś rano!
-
Kłamiesz!
Trzask!
Ktoś upadł. Sześcioletni chłopiec wiedział, że ojciec uderzył
mamę. Chciał jej pomóc, ale za bardzo się bał.
-
Gadaj! Gdzie są pieniądze!
-
Proszę... Uspokój się... - powiedziała kobieta załamującym się
głosem.
-
Jeśli nie dasz mi tych pieniędzy, gorzko tego pożałujesz!
-
Ale ja naprawdę nie mam...
Nagle
Clement usłyszał głośny krzyk. Na pewno ojciec zrobił pani Galan coś strasznego. Chłopiec postanowił ruszyć mamie na ratunek.
Wyszedł spod łóżka i pobiegł do kuchni. Jego rodzicielka leżała
na ziemi nieprzytomna. Była cała we krwi. Ojciec chłopaka trzymał
w ręku kuchenny nóż, który ociekał czerwoną cieczą. Clement zaczął
krzyczeć, po czym wybiegł z domu i udał się do mieszkania
sąsiadki.
-
Dzień dobry mały. Co chciałeś?
-
Niech pani zadzwoni na policję! I pogotowie! Mój tata zrobił
krzywdę mamie!
Przerażona
kobieta zrobiła to, co chciał chłopiec. Po kilku minutach przed
domem Galan'ów pojawił się radiowóz oraz karetka. Policjanci
zabrali ojca do pojazdu i odjechali w stronę komisariatu. Clement pobiegł do domu aby zobaczyć, co z jego mamą. Jeden lekarz klęczał
przy kobiecie, a drugi trzymał jakiś sprzęt medyczny. Po kilku
minutach medyk znajdujący się obok matki Clementa odwrócił się w
stronę współpracownika i przecząco pokiwał głową...
Musiałeś ją zabić? Skazałeś własnego syna na cierpienie i samotność!
13
grudnia 2004 roku
Dziesięcioletni
chłopiec siedział na parapecie i wyglądał przez okno. Przyglądał
się dzieciom, które wraz ze swoimi rodzicami lepiły bałwana,
jeździły na sankach i bawiły się na śniegu. W takich momentach
myślał o swojej mamie. Bardzo tęsknił za kobietą. Ona była
jedyną osobą, która kochała go szczerze i zawsze przy nim była...
W końcu obiecała, że będzie. Skoro obiecała, że będzie, to
dlaczego teraz jej nie ma?! Clement nie potrafił zebrać myśli.
Wydawało mu się, że jest teraz w innym, nieprzyjaznym świecie.
-
Co tak siedzisz Galan?! - te słowa wyrwały go z zamyślenia.
Nie
musiał odwracać się, żeby wiedzieć do kogo należy ten jakże
paskudny głos.
Andres
był jego największym wrogiem tutaj. Tutaj? Gdzie? Oczywiście w
Domu Dziecka.
-
Mieszkamy w wolnym kraju, więc mam prawo sobie siedzieć.
Garnier
tylko zaśmiał się chamsko, po czym podszedł do chłopaka, położył
mu rękę na ramieniu i zwalił go z parapetu. Clement upadł bardzo
niefortunnie. Uderzył tyłem głowy o podłogę. Z rany powstałej
przy spadaniu z parapetu natychmiastowo zaczęła lać się krew.
Chłopak usiadł na podłodze i przyłożył dłoń do obolałego
miejsca.
-
Ale z ciebie ciota. Rozwaliłeś łeb przy spadaniu z parapetu...
Andres
zaśmiał się. Oczywiście jego "koledzy" powtórzyli
gest. Garnier miał 16 lat i był postrachem Domu Dziecka. Wszyscy
chłopcy (oprócz Clementa) chcieli się z nim przyjaźnić, ponieważ
wtedy czuli się bezpieczni.
-
Zamknij się. Robisz z siebie cwaniaka, a tak naprawdę jesteś
po prostu złym człowiekiem. Wszyscy się ciebie boją i nikt naprawdę cię nie lubi!
-
Przesadziłeś Galan!
Szesnastolatek
podszedł do kolegi i z całej siły kopnął go w klatkę piersiową.
Clement krzyknął z bólu, po czym znów upadł na ziemię. Garnier
okładał go pięściami jeszcze przez kilka minut. Gdy wreszcie
przestał, Clement stracił przytomność...
Dlaczego to zrobiłeś? On tylko uświadomił ci, jak złym człowiekiem jesteś!
8
czerwca 2010 roku
Tego
dnia była piękna pogoda. Wiele osób przechadzało się po parku i
rozmyślało o zbliżających się wakacjach. Na ławkach siedziało
kilka zakochanych par. Wszyscy byli bardzo szczęśliwi.
Pewien
chłopak, wraz z partnerką również relaksował się w parku.
Chodzili pomiędzy alejkami rozmawiając i żartując. Ich splecione
dłonie wyglądały, jakby były połączone jakąś magiczną,
niewidzialną nicią.
-
Kocham cię. - głos chłopaka przenikał przez każdą część
ciała dziewczyny powodując dreszczyk.
-
Ja ciebie też.
-
Jak tylko skończymy osiemnaście lat, od razu weźmiemy ślub...
-
Oczywiście. - powiedziała dziewczyna bez przekonania.
-
Coś się stało?
-
Nie... Nic.
-
No dobrze. Pójdziemy dziś nad zalew?
-
Tak. Ale nie teraz. Wieczorem.
-
O której mam po ciebie przyjść?
-
No nie wiem... Około osiemnastej. Będę czekać przed moim domem.
-
Dobrze.
-
Do zobaczenia...
-
Cześć kochana. - chłopak pocałował partnerkę w czoło.
Każde
z nich poszło w swoją stronę. Szesnastolatek czuł się jak w
siódmym niebie. Po wielu latach porażek i upokorzeń nareszcie
odnalazł swoje szczęście. Miało ono na imię Natalia. Dziewczyna
była całym jego życiem. Kochał ją najbardziej na świecie.
*
* *
Clement spojrzał na zegarek. Siedemnasta. Postanowił zrobić ukochanej
niespodziankę. Miał trochę pieniędzy, ponieważ w weekendy
pracował jako kelner w jednej z pobliskich kawiarni. Szybkim krokiem
ruszył w stronę kwiaciarni. Kupił w niej bukiet składający się
z siedmiu czerwonych róż. Potem udał się do domu ukochanej. Jej
gosposia powiedziała, że Naty jest w ogrodzie. Zadowolony chłopak
przeszedł przez bramę prowadzącą do miejsca pełnego kwiatów. Na
huśtawce siedziała Natalia i... Diego! Chłopak obejmował ją w
talii. Całowali się! Nawet nie zorientowali się, że Clement do niech
podszedł. Dopiero gdy szesnastolatek rzucił bukietem o ziemie Naty
spojrzała na niego.
-
Clement...
-
Słucham! Tłumacz się!
-
Bo... Chodzi o to, że moja rodzina nie popiera naszego związku...
-
Jeszcze dziś mówiłaś, że mnie kochasz!
-
Chciałam z tobą zerwać, ale nie potrafiłam. Nie bierz tego do
siebie...
-
Co?! Mam nie brać tego do siebie?! Ty jesteś nienormalna!
-
Nie mów tak do Natalii! - wtrącił Diego.
Chłopak
popatrzył na dziewczynę i jej nowego partnera z ogromnym wyrzutem,
po czym opuścił posesję państwa Navarro. Nie chciał płakać,
ale łzy same cisnęły mu się do oczu. Nie potrafił pogodzić się
z faktem, że znów został sam...
Dlaczego to zrobiłaś? Po co w ogóle zgodziłaś się na związek skoro wiedziałaś, że zniszczysz jego świat?
5
maja 2012 roku
Mężczyzna
wziął swoje walizki i ruszył za otyłą, starszą kobietą. Musiał
podpisać jakieś papiery i opuścić Dom Dziecka. Postanowił
wprowadzić się do mieszkania, które niegdyś było schronieniem
dla całej jego rodziny. Wiedział, że wszystko będzie przypominało
mu o mamie, ale nie miał wyboru.
-
Do widzenia panie Galan. Życzę powodzenia...
-
Dziękuję. Żegnam.
Clement opuścił gabinet kobiety. Od razu udał się do domu. Chłopak
zaczął rozglądać się i przypominać sobie wszystkie chwile
spędzone w mieszkaniu. Czuł obrzydzenie do tego miejsca. Postanowił
zostawić walizkę i przejść się. W drodze do parku spotkał
kłócącą się parę. Dziewczyna była zapłakana. Chłopak
krzyknął na nią i uderzył partnerkę w policzek. Clement postanowił zainterweniować. Podszedł do
pary.
-
O co ci chodzi? - zapytał nieznajomy.
-
Przestań się nad nią znęcać!
-
To moja dziewczyna! Mogę z nią robić, co chce! - mężczyzna
popchnął Galan'a.
Po
chwili doszło do bójki pomiędzy nimi. Zapłakana kobieta uciekła.
Clement był bardzo agresywny w stosunku do nieznajomego. Pobił go tak,
że obcy stracił przytomność. Nagle podbiegła do nich starsza kobieta.
-
Ratunku! Pomocy! Zabił niewinnego chłopaka!
-
Niech się pani uspokoi. On...
-
Zamknij się wandalu! Pasquarelli jest synem prawnika! Pójdziesz do
więzienia!
To, że masz wysoko postawionego ojca nie daje ci prawa znęcania się nad słabszymi!
27
lipca 2012 roku
-
A oto twój nowy dom. - gliniarz wskazał na jedną z cel.
Clement nie odezwał się ani słowem. Wsadzili go na dwa lata do więzienia
za pomoc bezbronnej dziewczynie. Może był trochę agresywny, ale
ten cały Federico zasłużył na to. Pieprzony damski bokser...
-
Za co siedzisz? - "kumpel z celi" zwrócił się do Galan'a.
-
Pobiłem takiego jednego...
-
A jak bardzo?
-
Złamałem mu nos i rękę.
-
No ładnie, ładnie.
-
Zasłużył sobie na to. Znęcał się nad dziewczyną!
-
I co z tego?! Przecież baby są gorsze od nas! Raz za czas można im
wpieprzyć. Mnie zamknęli, bo pobiłem żonę i syna.
-
Jesteś okropny!
-
Nie mów do mnie w ten sposób gówniarzu!
-
Przecież to twoja rodzina! Nie wolno się znęcać nad żadnym
człowiekiem, a co dopiero nad najbliższymi...
-
Znalazł się obrońca praw człowieka.
-
Jesteś zwykłym chamem! Nie mam ochoty dłużej z tobą dyskutować!
Mężczyzna
podszedł do osiemnastolatka i uderzył go w policzek. Clement wstał i
zrobił nowo poznanemu mężczyźnie to samo. Oczywiście na tym się
nie skończyło. Po kilku minutach Galan leżał na ziemi cały we
krwi...
Pobiłeś go, bo próbował przemówić ci do rozsądku?
2
maja 2014 roku
Nareszcie
koniec tej męczarni! Clement chciał wreszcie wrócić do domu i
zapomnieć o wszystkim, co przeżył do tej pory. Nie miał zamiaru rozpamiętywać dzieciństwa, pobytu w Domu Dziecka, ani więzienia.
Uważał swoje życie za przegrane. Przeżył wiele przykrości. Czuł
się naprawdę silny emocjonalnie. Myślał, że nic nie może go
złamać... No właśnie, myślał.
Po
dwóch latach chłopak po raz kolejny stanął przed domem, w którym
mieszkał z rodziną kilkanaście lat temu. Nie poznał tego miejsca.
Było ono otoczone bramą. W ogródku znajdowało się naprawdę
wiele rzeczy, na przykład trampolina, huśtawki i basen. Chłopak
postanowił wejść na posesję. Gdy już był pod drzwiami, stanęła
przed nim... Camila? Tak! To ona!
-
Kim pan jest?! - zapytała z niezadowoleniem.
-
Clement... Clement Galan.
-
Nie możliwe...
-
To ja! Camila, wróciłem!
-
Jak to wróciłeś?!
-
No do domu.
-
Ale to już nie jest twój dom. Po śmierci ojca wykupiłam tę
posesję.
-
O czym ty mówisz?
-
Najpierw powiedziano mi, że ty tutaj mieszkasz. Jednak gdy
przyjechałam, ciebie nie było. Teraz to mój dom! Mój i mojej
rodziny!
-
Ale nie możesz mnie wyrzucić. Nie mam dokąd pójść.
-
Szczerze? Nie obchodzi mnie to.
W
tym momencie Clement zrozumiał wszystko. Jego życie było
beznadziejne. Nie miał nikogo, kto chciałby mu pomóc. Był tylko
problemem dla innych. Bez pracy, domu i rodziny.
-
Żegnaj. - powiedział.
Po
jego policzku spłynęła pojedyncza łza. Chwilę później
popłynęły kolejne. Clement rzucił swoją walizką i pobiegł. Gdzie?
Przed siebie. Nie miał dokąd pójść.
Nogi
zaniosły go na jeden z mostów. Chłopak spojrzał w dół. Woda...
Bardzo głęboka woda. Nie ma obok żadnej łódki. Żaden człowiek
nie opala się na brzegu rzeki. W tej chwili przyszła mu do głowy
jedna myśl...
Mężczyzna
stanął na barierce i spojrzał w dół. Czy bał się śmierci?
Nie. Wiedział, że nikt na tym świecie go nie potrzebuje. Całe
życie traktowany był jak wyrzutek i to na pewno się nie zmieni.
-
Żegnajcie... Żegnajcie wszyscy... - powiedział do siebie.
Następnie wziął głęboki oddech i... skoczył.
Dlaczego nic nie zrobiliście? Był młody, mógł żyć jeszcze wiele lat...
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Witam wszystkich czytelników naszego bloga! ^^
Jestem nową autorką, a to mój pierwszy One Shot na tym blogu! *.*
Nawet nie wiecie, jak się cieszę! <3
Mam nadzieję, że wam się podoba! :3
Kiedyś opublikowałam go na moim starym blogu, ale myślę, że po poprawieniu kilku rzeczy nadaje się na mojego pierwszego OS'a tutaj! (Tym bardziej, że prawdopodobnie nikt z was go nie czytał)! :*
Dedykuję go moim współpracownicom, czyli Marce Lambre i Pannie Martin! ^^ Mam nadzieję, że was nie zawiodę! :3
Kolejny niedługo!
Victoria Evans
aaa kochanie to było cudowne ;)
OdpowiedzUsuńcieszę się, że do nas dołączyłaś :*
Clement, nie znam go zbyt dobrze z Violetty, ale opisałaś fantastycznie <3
Może go polubię ^^
aż mi go szkoda ;///
Matko wywołałaś u mnie łzy tym OS'em :///
Za co Ci ogromnie dziękuję !! *_*
czekam na następne :))
Panna Martin
Płakałam, płacze i będs jeszcze płakać.
OdpowiedzUsuńCudny, boski, genialny.
~Olaa
Jezusa, jest genialny. Cieszę się, ze zamówiłam OS U Ciebie, bo masz mega talent. Biedny Clement. A Cami, jaka okropna! Biedaczek, nie miał nikogo. Podoba mi się, ze nie wymyślasz postaci, tylko wykorzystujesz wszystkie z serialu. Duży plus. ^^
OdpowiedzUsuńCzekam na twoje dalsze OS'y.
Pozdrawiam. xx